piątek, 30 października 2015

Rozdział 8

Dzisiaj krótko, bo nie chciałam zaczynać nowego tematu w tym rozdziale. Przy okazji sorry, że tyle czekaliście.


Rozdział VIII


Tom i Kate siedzieli przy jeziorze i przyglądali się tafli wody. Był późny październik. Kolorowe liście spadały na wodę, tworząc kręgi.
- Tutaj jest wspaniale. – westchnęła Kate.
Tom wiedział, że miała na myśli Hogwart, nie tylko to miejsce.
- Też tak uważam. Nareszcie czuję, że gdzieś przynależę.
Kate spojrzała na niego pytająco.
- Przecież wiesz, że wychowywałem się w domu dziecka. Tam nikt mnie nie rozumiał. Ale to już przeszłość.
Kate uśmiechnęła się.
- Teraz każdy może zacząć wszystko od nowa. Ja też nie czułam się rozumiana przez rodzinę.
Tom zanurzył rękę w jeziorze. Woda była lodowata. Zaczął nią machać raz w lewo, raz w prawo,  tworząc wokół małe fale.
- Hogwart jest dla mnie domem. – powiedział Tom – Nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy. W domu dziecka zabierałem zabawki i znęcałem się nad innymi. Myślałem, że dzięki temu poczuję się lepiej. Jednak było to krótkotrwałe. Później czułem się jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej znęcałem się nad słabszymi. Aż pewnego dnia przyszedł Dumbledore. Powiedział mi, że jestem inny. Że nie należę do tego świata. Byłem na Ulicy Pokątnej. Potem wsiadłem do pociągu i spotkałem ciebie. Od tamtej pory nic nie było takie samo. Czułem, nie, czuję, że jestem szczęśliwy.
Tom wyjął rękę z wody. Była ona biała jak śnieg. A może jeszcze bielsza?
- Gdzieś czytałam, że dom jest tam, gdzie jest miłość. – powiedziała Kate – Kogo tutaj kochasz?
Tom zaczął się zastanawiać. Co on tutaj kochał? Kochał te stare mury. Atmosferę, która tu panowała. Ale było jeszcze coś. Coś, co przewyższało to wszystko stokrotnie.
- Kocham ciebie, Kate. – szepnął.
- Ja też cię kocham.


Następnego dnia oboje chodzili za ręce.

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 7

Rozdział VII

Tom i Katy siedzieli na kanapie przy kominku. Ich ręce prawie się stykały.
- Trzeba sprawdzić, czy zaklęcie działa. Któreś z nas musi pójść do sali.
Tom spojrzał Kate w oczy.
- A po co ryzykować? Wyślijmy kogoś innego. – Riddle wstał i podszedł do chłopaka, który zasnął w fotelu po drugiej stronie. Potrząsnął jego ramieniem.
- Ccccco… - mruknął krótko ostrzyżony blondyn.
- Mam do ciebie interes.
 Ślizgon ożywił się.
- Nazywasz się Malfoy, tak?
Blondyn kiwnął głową.
- Słuchaj. Za poł godziny północ. Idź do  sali zaklęć i zostań tam do pierwszej. Jeśli kto się pojawi, donieś mi, kto.
- A co z tego będę miał?
- Pytasz, co zyskasz? Więc słuchaj. Będziesz mógł dołączyć do mnie. Do grona moich wybranych. Zamierzam stworzyć idealny świat, a ja będę na jego czele. Wy będziecie mi pomagać.
- Chwila. To ty postawiłeś się Starkowi? I to ty uwarzyłeś ten eliksir, co profesorowi Slughorn’owi się nie udało?
- Tak, to ja.
Blondyn się przez chwilę zastanawiał.
- A co, jeśli nie uda ci się przejąć władzy?
- Będziesz miał u mnie dług wdzięczności.
Ślizgon poderwał się z fotela. Riddle wyciągnął do niego rękę.
- Zgoda?
- Zgoda.
Malfoy uścisnął jego rękę. Po chwili wyszedł z pokoju wspólnego.
Riddle wrócił na kanapę. Teraz wystarczy tylko czekać.
*****
Tom i Kate siedzieli razem na lekcji transmutacji. Dumbledore jeszcze nie wszedł do klasy.
- No i co? Sprawdziłaś tą Gryfonkę? – zapytał się Tom.
- Nie, jeszcze nie. – odpowiedziała Kate – Czekaj chwilę.
Grey wstała i podeszła do stolika po przeciwnej stronie klasy.
- No i dlaczego się nie było? – szepnęła do dziewczyny siedzącej samotnie – Stchórzyłaś?
- Nie wiem, o czym ty mówisz.
- Nie udawaj.
- Spadaj do swojej ławki. Nie mam na ciebie czasu.
W tym momencie do ławki dosiadł się Stark.
- Masz jakiś problem? – warknął na Kate.
- Tak, mam. To, że istniejesz. A teraz wybacz. Wolę lepsze towarzystwo.
Grey odsunęła się od ławki gryfonów i znów usiadła koło Riddla.
- Zaklęcie działa. – szepnęła do Toma i posłała mu uśmiech.


piątek, 16 października 2015

Rozdział 6

Trochę to trwało, ale jest nowy rozdział. Wiem, że krótki. Tak już mam. Ale następny jest w przygotowaniu.

Rozdizał VI

- Patrz, co znalazłam na marginesie książki! – krzyknęła Kate, wchodząc do pustego pokoju wspólnego – To jest naprawdę godne uwagi!
Tom, do tej pory niewidoczny, wstał z fotela i  wziął kartkę z jej ręki.
- Myślisz, że to prawda?
- Nie wiem. Trzeba wypróbować to zaklęcie.
Tom jeszcze raz spojrzał na kartkę.

Obliviate – wymazuje pamięć

Ciekawa koncepcja.
- No dobrze, to na kim?
Tom zauważył, że Kate się uśmiechnęła. Miała już wybrany cel.

*****

Ruda dziewczyna wędrowała z książką przez korytarz. Pod nosem nuciła jakąś piosenkę.
Nagle jej drogę zagrodziła Katy.
- Czego chcesz? – burknęła na ślizgonkę.
- Ja? Niczego. Już nie mogę sobie iść korytarzem?
- Tylko dlaczego tym samym korytarzem , co ja, a w dodatku gdy jesteśmy tu tylko we dwie?
- A to mam za kimś łazić?
Dziewczyna westchnęła.
- Możesz mnie przepuścić?
- Nie, nie mogę.
- Przepuść mnie i to już. – dziewczyna wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w stronę Katy.
- Przecież wiem, że nic mi nie zrobisz, Angelo. Jesteś Gryfonką. A poza tym – Kate błyskawicznym ruchem wyciągnęła różdżkę – ja tez posiadam własny egzemplarz.
Przez chwilę stały, mierząc siebie wzrokiem.
- To nic nie da. – zauważyła Katy – Będziemy tylko stać i gapić się na siebie?
- W takim razie co zrobisz?
- Zaproponuję ci pojedynek.
Na twarzy Angeli odmalował się lekki szok. Jednak po chwili ustąpiła mu determinacja.
- Kiedy i gdzie?
- W sali transmutacyjnej. O północy.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- Obliviate. – szepnął Riddle ukryty za zbroją.
Z różdżki Toma wystrzeliła mała, srebrzysta kulka i trafiła Gryfonkę w plecy. Dziewczyna jakby się lekko zachwiała.  Ale nic po za tym.
- Możesz mnie przepuścić?
- Ależ oczywiście. Ludziom niespełna umysłu powinno się ustępować.

Angela zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem.

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 5

Dzisiaj trochę krócej niż normalnie.

Roz V

Tom i Kate siedzieli razem w bibliotece. Oboje odrabiali pracę domową z historii magii, którą zadał profesor Binns nie patrząc, że to początek roku szkolnego.
- Ten Stark zaczyna mi działać na nerwy. – powiedziała Kate.
- Mnie też. Nie rozumiem, jakim cudem trafił on do Gryffindoru. – odpowiedział jej Tom. Dlaczego wcześniej nie zauważył, że ona ma takie piękne oczy?
Kate wstała od stolika i zaczęła szukać czegoś w tytułach. Jej włosy były zaplecione w warkocz. W bardzo piękny warkocz.
Co to było za uczucie, które Tom odczuwał teraz? Nigdy wcześniej nie doznał niczego podobnego. Ta cudowna lekkość, kiedy na nią patrzył…
- Tom, chodź coś zobaczyć. – powiedziała Kate, trzymając niewielki tom w ręce.
- Co to takiego?  - Riddle podszedł do niej szybkim krokiem.
- Wiedziałeś, że w bibliotece jest księga z drzewem genealogicznym Salazara?
- Wybacz, ale skąd miałem to wiedzieć?
- Mniejsza o to. Patrz.
Kate podała mu książkę. Na samej górze strony niezwykle ozdobą czcionką było wypisane : „POKOLENIA 39-41”. Niżej, w idealnych kołach było wypisane :

Tom Riddle (1905-1943), mugol

Meropa Graunt (1907-1926), czysta

Oba te koła były połączone łukiem, nad którym widniał napis „małżeństwo”. Poniżej znajdowało się jeszcze jedno.

Tom Marvolo Riddle (1926), półkrwi

Tom nagle zrozumiał słowa tiary. „posiadasz coś, co posiadał jeden z założycieli Hogwartu. To ten sam rodzaj magii.”
- Czyli co? Jesteś potomkiem Salazara?

- Na to wygląda.

piątek, 9 października 2015

Rozdział 4

Dzisiaj bez zbędnego gadania. Zapraszam na rozdział.

Rozdział IV

Do sali transmutacyjnej powoli schodziły się pierwsze roczniki. Lekcje miał poprowadzić Albus Dumbledore (w tamtych czasach nie był jeszcze dyrektorem).
Klasa była wyraźnie podzielona. W prawym rzędzie siedzieli Gryfoni, zaś w lewym – Ślizgoni. Środkowe ławki stały puste.
Właśnie do takiej sali wszedł Tom. Uważnie rozejrzał się po klasie. Po stronie Ślizgonów nie było wolnego miejsca. Wzruszył więc ramionami i usiadł w środkowym rzędzie.
Sala nadal się zapełniała. Powoli zaczynało brakować miejsc.
- Suń się. - warknął na Toma pewien Gryfon i usiadł koło niego w ławce, wyraźnie niezadowolony z sąsiedztwa.
- To tak samo moja ławka, jak twoja. – trafnie zauważył Tom.
Gryfon rozłożył swoje podręczniki na wyraźnie większej części. Tom przesunął je tak, by było mniej więcej sprawiedliwie (w sensie więcej na jego połowie).
- Coś ci się nie podoba? – burknął na niego Gryfon.
- Tak. Twoja twarz.
- To spadaj stąd.
- Sm spadaj. Ja byłem tu pierwszy.
- A jak nie pójdę, to co mi zrobisz? Ugryziesz mnie i wpuścisz truciznę, Ślizgonku?
W tle rozległy się śmiechy Gryfonów.
- Patrzcie jak się puszy. – powiedział Tom lodowatym tonem – Nie pomyliłeś domu, Puchonku?
Tym razem za plecami Toma rozległy się śmiechy.
Gryfon wstał wzburzony. Już miał warknąć na Toma coś nieprzyjemnego, jednak ten go uprzedził.
- Wielki, duży lew. – cedził przez zęby – A może raczej wielka, duża małpa?
- Małpa z łatwością rozdepta węża.
- Ale wąż jest za sprytny, by być rozdeptanym i bez problemu udusi małpę.
Za ich plecami zaczęli się zbierać ludzie. Nawet kilku trzecioklasistów zaglądało do sali.
- Dokop mu, Henry! – dopingowali Gryfona współmieszkańcy.
- Dalej, Tom! – to z kolei krzyczeli Ślizgoni.
Przez chwilę dwójka mierzyła siebie wzrokiem.
- Jesteś zwykłym śmieciem. – odważył się w końcu Henry.
- Jeśli ja jestem śmieciem, to ty nie jesteś nawet brudem, który się do tego śmiecia przykleił.
- Wszyscy spokój. – rozległ się na sali głos Dumbledore’ a. Nikt nie zauważył, kiedy zadzwonił dzwonek.
Wszyscy automatycznie usiedli na swoje miejsca.
- Nie będę dochodził, co, kiedy i jak, ale musicie mi obiecać, że to się już więcej nie powtórzy. Zgoda? – Dumbledore spojrzał na klasę znad swoich okularów-połówek – Uznam to za odpowiedź twierdzącą. A teraz otwórzcie swoje podręczniki na stronie trzeciej. Omówimy ogólne zasady…
- Powiedzmy, że tym razem ci odpuszczę, śmieciu.
- Niczego nie musisz mi odpuszczać. Powiedziałem tylko to, co ci się należało.
- Panie Riddle, panie Stark, proszę skupić się na lekcji.
- Tak jest, proszę pana. – odpowiedzieli automatycznie.

wtorek, 6 października 2015

Roz 3

Wybaczcie za tak dużą przerwę. Opowiadanie jest dostępne na Wattpadzie (od wczoraj). Na razie jest tylko pierwszy rozdział, ale nadgonię to. Jak na razie zapraszam na trzeci rozdział.

Roz III

Wszyscy nowi uczniowie weszli na Wielką Salę i ustawili się pomiędzy stołami naprzeciwko nauczycieli.
Tom przyglądał się całemu otoczeniu. Sala była naprawdę ogromna. Stały w niej cztery wielkie stoły. „Po jednym dla każdego domu.” – wyjaśniła mu Kate w pociągu. Spojrzał w górę. Nad nim unosiło się mnóstwo gwiazd. Nagle jedna z nich przecięła niebo, tworząc srebrzystą łunę.
Tom w sumie wiedział, że to wszystko czary, jednak nie mógł oderwać wzroku od sufitu. Czyżby magia była tak potężna, by zmieścić tu fragment kosmosu?
Przy stole nauczycielskim nagle coś stuknęło. Tom gwałtownie spojrzał w tamtą stronę.
Na trójnożnym stołku, wysuniętym na przód tak, by każdy mógł go widzieć, leżała stara, spiczasta czapka. Takie było pierwsze wrażenie Tom’a, gdy ją zobaczył.
Nagle czapka poruszyła się. Chwile później drgnęła raz jeszcze. Tom nie zdziwiłby się, gdyby nagle spod niej wyskoczyło stado myszy.
Jednak nic się takiego nie wydarzyło. Zamiast tego w materiale wytworzyło się coś w rodzaju ust. Nagle na sali rozległ się głos:


Może najpiękniejsza nie jestem,
Może stara ze mnie tiara,
Lecz jednym moim gestem
Dokona się miara.

Zaglądam w ludzkie serca,
Przeglądam wasze dusze
Gdyż do odpowiedniego domu
Przydzielić was muszę.

Może traficie do Gryffindoru
Domu samych odważnych?
Tu druhów znajdziesz kompanię.
Tu każdy człowiek jest ważmy.

A może do Hufflepuffu
Gdzie wierność i prawość króluje?
Tu zawsze znajdziesz pomoc.
Tu każdy się dobrze czuje.

A może byście chcieli
Wiedzy odkrywać drogi?
Do domu Roweny Ravenclaw
 Zastukajcie w progi.

A może was przyjmie
                                                                 Dom Salazara Slytherina?
Tutaj ludzie ambitni
I braterska więź się zaczyna.

Przyjechał pociąg na peron
Hogwarckie biją dzwony
Tutaj, w tej szkole czarodziei
Gryffindor’a, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin’a
Uczcie się pilnie
Rok szkolny się rozpoczyna.

Na Sali rozległy się gromkie brawa. Tiara znieruchomiała.
Do stolika podeszła kobieta w starszym wieku. Miała na sobie granatowy płaszcz i taką samą, o wiele nowszą od tej na stołku, tiarę. Rozsunęła pergamin, który miała w rękach i zaczęła mówić.
- Kiedy wyczytam czyjeś nazwisko, ma on podejść i usiąść na stołku, po czym podejść do odpowiedniego stołu. Adele Patrizia!
Z tłumu wyszła albinoska o brązowych oczach. Zgodnie z poleceniem usiadła na stołku. Kobieta założyła jej starą tiarę na głowę.
Albinoska przez chwilę siedziała, kurczowo trzymając się stołka. Po kilku sekundach tiara otworzyła usta i krzyknęła tak, by było ją słychać na całej Sali.
- Ravenclaw!
Przy jednym ze stołów rozległy się gromkie brawa.
- Czyli tak to wygląda. – pomyślał Tom – Wystarczy nałożyć tą czapkę na głowę, a ona krzyknie, do którego domu należysz. Teraz należy tylko czekać.
 - Grey Kate.
- Slytherin!
- Granger Angelina.
- Gryffindor!
Minęło kilka minut. Tom przez ten czas lekko się niecierpliwił. Zaczął więc rozmyślać, w którym domu się znajdzie. Na początku wyeliminował Hufflepuff.  On na pewno nie był ani pomocny, ani prawy. Więc może Gryffindor? Tom zaczął sobie przypominać, co na temat tego domu mówiła tiara. „Tu każdy człowiek jest ważny.”  Nie, na pewno nie trafi do tego domu.
Więc został Slytherin i Rave…
- Riddle Tom.
Tom, słysząc swoje imię, wystąpił naprzód. Szedł krokiem pewnym, prawie władczym. Niewiele osób zauważyło, że ręce mu lekko dygotały.
Tom usiadł na stołku i założył tiarę.
Więc albo Slytherin albo Ravenclaw.
A skąd ta pewność, że któryś z nich?
Tom był zaskoczony, słysząc głos w swojej głowie.
- Metoda eliminacji. – odpowiedział w myślach.
Rozumiem. Owszem masz zadatki do Ravenclaw’u, ale wyczuwam w tobie coś innego. Coś, co posiadał jeden z założycieli Hogwartu. To ten sam rodzaj magii. Założyciel byłby zły, gdybym to zignorował. To powinowactwo pomiędzy wami. Jesteście jak ojciec i syn…
- Slytherin! – ryknęła tiara na głos.
Tom o mało nie chwycił się za uszy. Głos zaskoczył go. Całkowicie zapomniał, że ta rozmowa nie dzieje się tylko w jego głowie.
W sumie nie trafił najgorzej. Ale o co chodziło z tym powinowactwem pomiędzy nim i założycielem?
Ślizgoni powitali go gromkimi brawami Nie zależał mu na nich. Bynajmniej nie teraz. Ignorując wszystko, usiadł za stołem. Zrządzeniem losu znalazł się tuż koło Katy.

- Nie dość ci, że siedziałam z tobą w przedziale, to jeszcze się do tego samego domu pchasz? – powiedziała pół-żartem.

środa, 23 września 2015

Rozdział 2

Siema ludzie, czarodzieje i inni. Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale miałam problemy z łączem internetowym.

Roz II


Widok na peron przysłonił biały jak śnieg dym. Tom siedział w pustym przedziale. Wolał teraz pobyć sam. Wszystko było dla niego takie nowe.
Okazało się, że jego rodzice byli czarodziejami. A przynajmniej jeden z nich. To dlaczego umarli? Przecież mogli wyczarować wszystko!
- Magia ma ograniczenia. - powiedział Dumbledore, kiedy zadał mu to pytanie - Są takie rejony, w które nikomu nie wolno się zapuszczać. Pamiętaj o tym, kiedy będziesz się uczyć.
- A dlaczego?
- Bo w pewnym momencie będziesz musiał zapłacić własną duszą. Nie będzie odwrotu.
Nagle drzwi przedziału otworzyły się. Do środka wparowała czarnowłosa dziewczyna.
- Na co się gapisz? - syknęła do niego i postawiła klatkę z popielatą sową na siedzeniu.
- Jeszcze nie widziałem nikogo z sową w klatce.
- To teraz widzisz. Kolejna szlama.
- Co to znaczy szlama?
- Szlama to ktoś taki jak ty. Dziecko mugoli bez krwi czarodziejskiej.
- Nie znam swoich rodziców.
- No to bardzo mi przykro. Nie chcę sobie zepsuć pierwszego wyjazdu do Hogwartu przez kogoś takiego, jak ty.
Pędem ruszyła w kierunku drzwi. Z wielką siłą szarpnęła za klamkę, jednak mechanizm się zablokował.
- Wygląda na to, że będziemy musieli sobie trochę posiedzieć. - powiedział Tom z lekkim uśmiechem. Wydawało się, że ta dziewczyna może mu powiedzieć o wiele więcej o świecie magii, niż ten stary pryk.
Sowa w klatce przyglądała się zdziwiona swojej pani, która dosłownie rzuciła się na siedzenie.
- Opowiedz mi o świecie magii.
- A niby dlaczego miałabym ci opowiadać?
- Ponieważ ja jestem tylko szlamą, a ty prawdziwą czarownicą.
Jedno stało się jasne. Tom znienawidził, kiedy zwracano się do niego "szlama". Któryś z jego rodziców na pewno był czarodziejem.
Dziewczyna westchnęła.
- A niby co chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
- Czyli co?
- Chciałem się dowiedzieć, czy mogę spełnić swoje marzenie.
- Marzenia. Wszyscy o czymś marzą. Chcesz polecieć na Alaskę? A może do świętego Mikołaja do Grenlandii?
- Chcę stać się nieśmiertelny.
Dziewczyna zatkała usta dłonią. Przez chwilę prześwietlała wzrokiem chłopca, który siedział przed nią.
- Dlaczego marzysz o tym samym, co ja? - zapytała stanowczym, złowrogim tonem, jakby to marzenie było zarezerwowane wyłącznie dla niej.
- Marzenia o Alasce są dla słabowitych. Ja chcę stać się potężny.
Nastąpiła chwila ciszy.
- A tak w ogóle, jak masz na imię?
- Tom Marvolo Riddle.
- A ja Kate Grey.
- Myślałem, że nie zadajesz się ze szlamami.
- A kto powiedział, że jesteś szlamą? Przecież nie znasz swoich rodziców, czyż nie?