Wybaczcie za tak dużą przerwę. Opowiadanie jest dostępne na Wattpadzie (od wczoraj). Na razie jest tylko pierwszy rozdział, ale nadgonię to. Jak na razie zapraszam na trzeci rozdział.
Roz III
Wszyscy nowi uczniowie weszli na
Wielką Salę i ustawili się pomiędzy stołami naprzeciwko nauczycieli.
Tom przyglądał się całemu
otoczeniu. Sala była naprawdę ogromna. Stały w niej cztery wielkie stoły. „Po jednym dla każdego domu.” – wyjaśniła
mu Kate w pociągu. Spojrzał w górę. Nad nim unosiło się mnóstwo gwiazd. Nagle
jedna z nich przecięła niebo, tworząc srebrzystą łunę.
Tom w sumie wiedział, że to
wszystko czary, jednak nie mógł oderwać wzroku od sufitu. Czyżby magia była tak
potężna, by zmieścić tu fragment kosmosu?
Przy stole nauczycielskim nagle
coś stuknęło. Tom gwałtownie spojrzał w tamtą stronę.
Na trójnożnym stołku, wysuniętym
na przód tak, by każdy mógł go widzieć, leżała stara, spiczasta czapka. Takie
było pierwsze wrażenie Tom’a, gdy ją zobaczył.
Nagle czapka poruszyła się.
Chwile później drgnęła raz jeszcze. Tom nie zdziwiłby się, gdyby nagle spod
niej wyskoczyło stado myszy.
Jednak nic się takiego nie
wydarzyło. Zamiast tego w materiale wytworzyło się coś w rodzaju ust. Nagle na
sali rozległ się głos:
Może
najpiękniejsza nie jestem,
Może
stara ze mnie tiara,
Lecz
jednym moim gestem
Dokona
się miara.
Zaglądam
w ludzkie serca,
Przeglądam
wasze dusze
Gdyż
do odpowiedniego domu
Przydzielić
was muszę.
Może
traficie do Gryffindoru
Domu
samych odważnych?
Tu
druhów znajdziesz kompanię.
Tu
każdy człowiek jest ważmy.
A
może do Hufflepuffu
Gdzie
wierność i prawość króluje?
Tu
zawsze znajdziesz pomoc.
Tu
każdy się dobrze czuje.
A
może byście chcieli
Wiedzy
odkrywać drogi?
Do
domu Roweny Ravenclaw
Zastukajcie w progi.
A
może was przyjmie
Dom
Salazara Slytherina?
Tutaj ludzie ambitni
I braterska więź się zaczyna.
Przyjechał pociąg na peron
Hogwarckie biją dzwony
Tutaj, w tej szkole czarodziei
Gryffindor’a, Ravenclaw, Hufflepuff i
Slytherin’a
Uczcie się pilnie
Rok szkolny się rozpoczyna.
Na
Sali rozległy się gromkie brawa. Tiara znieruchomiała.
Do
stolika podeszła kobieta w starszym wieku. Miała na sobie granatowy płaszcz i
taką samą, o wiele nowszą od tej na stołku, tiarę. Rozsunęła pergamin, który
miała w rękach i zaczęła mówić.
-
Kiedy wyczytam czyjeś nazwisko, ma on podejść i usiąść na stołku, po czym
podejść do odpowiedniego stołu. Adele Patrizia!
Z
tłumu wyszła albinoska o brązowych oczach. Zgodnie z poleceniem usiadła na
stołku. Kobieta założyła jej starą tiarę na głowę.
Albinoska
przez chwilę siedziała, kurczowo trzymając się stołka. Po kilku sekundach tiara
otworzyła usta i krzyknęła tak, by było ją słychać na całej Sali.
-
Ravenclaw!
Przy
jednym ze stołów rozległy się gromkie brawa.
-
Czyli tak to wygląda. – pomyślał Tom – Wystarczy nałożyć tą czapkę na głowę, a
ona krzyknie, do którego domu należysz. Teraz należy tylko czekać.
- Grey Kate.
-
Slytherin!
-
Granger Angelina.
-
Gryffindor!
Minęło
kilka minut. Tom przez ten czas lekko się niecierpliwił. Zaczął więc rozmyślać,
w którym domu się znajdzie. Na początku wyeliminował Hufflepuff. On na pewno nie był ani pomocny, ani prawy.
Więc może Gryffindor? Tom zaczął sobie przypominać, co na temat tego domu
mówiła tiara. „Tu każdy człowiek jest
ważny.” Nie, na pewno nie trafi do
tego domu.
Więc
został Slytherin i Rave…
-
Riddle Tom.
Tom,
słysząc swoje imię, wystąpił naprzód. Szedł krokiem pewnym, prawie władczym.
Niewiele osób zauważyło, że ręce mu lekko dygotały.
Tom
usiadł na stołku i założył tiarę.
Więc
albo Slytherin albo Ravenclaw.
A skąd ta pewność, że któryś z nich?
Tom
był zaskoczony, słysząc głos w swojej głowie.
-
Metoda eliminacji. – odpowiedział w myślach.
Rozumiem. Owszem masz zadatki do
Ravenclaw’u, ale wyczuwam w tobie coś innego. Coś, co posiadał jeden z
założycieli Hogwartu. To ten sam rodzaj magii. Założyciel byłby zły, gdybym to
zignorował. To powinowactwo pomiędzy wami. Jesteście jak ojciec i syn…
-
Slytherin! – ryknęła tiara na głos.
Tom
o mało nie chwycił się za uszy. Głos zaskoczył go. Całkowicie zapomniał, że ta
rozmowa nie dzieje się tylko w jego głowie.
W
sumie nie trafił najgorzej. Ale o co chodziło z tym powinowactwem pomiędzy nim
i założycielem?
Ślizgoni
powitali go gromkimi brawami Nie zależał mu na nich. Bynajmniej nie teraz.
Ignorując wszystko, usiadł za stołem. Zrządzeniem losu znalazł się tuż koło
Katy.
-
Nie dość ci, że siedziałam z tobą w przedziale, to jeszcze się do tego samego
domu pchasz? – powiedziała pół-żartem.